Polscy olimpijczycy

Robert Krawczyk

Pięć sekund Roberta Krawczyka

Judo w programie igrzysk olimpijskich po raz pierwszy znalazło się w 1964 roku – oczywiście w Tokio. Cztery lata później tej dyscypliny zabrakło w Meksyku, ale od 1972 r. i imprezy w Monachium, już na stałe gości na igrzyskach (kobiety rywalizują od 1992 r.).

Skuteczni judocy

Polscy zawodnicy zapisali bardzo zacną olimpijską kartę na tatami, w sumie stawali bowiem na podium osiem razy. Takie postaci jak Waldemar Legień (dwa złota olimpijskie – 1988 Seul i 1992 Barcelona), niepokonany przez kilka lat Paweł Nastula (złoto w 1996 r. w Atlancie) czy dwukrotny medalista Janusz Pawłowski (brąz w 1980 r. w Moskwie oraz srebro osiem lat później w Seulu) to legendy polskiego sportu.

Poza nimi medale zdobywali jeszcze Antoni Zajkowski (srebro – 1972 Monachium), Marian Tałaj (brąz – 1976 Montreal) oraz kobiecy rodzynek w tym gronie Aneta Szczepańska (srebro – 1996 Atlanta).

Jak widać przez 24 lata, od Monachium do Atlanty, Polacy stawali na podium na każdych kolejnych igrzyskach – wyłączając oczywiście 1984 rok, kiedy nasza reprezentacja z powodów politycznych została wycofana z igrzysk w Los Angeles.

Jednak od tego czasu przynajmniej raz szansa na medal była ogromna. W 2004 roku w Atenach miał ją Robert Krawczyk.

Trzy rundy niczym huragan

Zawodnik, który całą karierę spędził w Czarnych Bytom i walczył w kategorii do 81 kg, olimpijskie przetarcie miał cztery lata wcześniej w Sydney. Wówczas pożegnał się z turniejem już po pierwszej walce (porażka z Kubańczykiem Gabrielem Arteagą), jednak przez kolejne lata robił ciągłe postępy. Już do Sydney jechał jako brązowy medalista mistrzostw Europy we Wrocławiu. Potem powtórzył ten wynik w 2002 r. w Mariborze, a kilka miesięcy przed igrzyskami w Atenach wywalczył brązowy medal mistrzostw świata w Osace.

Do stolicy Grecji Krawczyk jechał zatem jako jeden z głównych faworytów do medali. I rzeczywiście od początku zawodów spisywał się fantastycznie. W pierwszej rundzie pokonał przez ippon (czyli efektowne rzucenie na plecy kończące walkę) Mohameda Ben Saleha z Libii, potem w identyczny sposób rozprawiał się z Amerykaninem Rickiem Hawnem oraz Azerem Mehmanem Azizowem. Trzy zwycięstwa dały mu awans do strefy medalowej, gdzie w półfinale jego rywalem był Ukrainiec Roman Gontyuk.

Rzut rozpaczy zabrał marzenia

Polak od pierwszych sekund walki był aktywniejszy. Najpierw uzyskał kokę (najniższa punktacja) w wyniku kary dla rywala za pasywność, potem kolejną kokę – już za swoją akcję. Jednak na minutę i 40 sekund przed końcem dał się zaskoczyć Ukraińcowi, który za swój rzut otrzymał yuko (punktacja wyższa od koki) i to on objął w tym momencie prowadzenie.

Jednak dosłownie 10 sekund później rozeźlony Krawczyk również wykonał akcję ocenioną na yuko i błyskawicznie odzyskał prowadzenie (w tym momencie decydowały dwie koki). Tak szybka rekontra pokazywała, że to Polak kontroluje pojedynek, zresztą za chwilę dołożył jeszcze jedną kokę.

Gontyuk się nie poddawał, jednak nie mógł dobrać się do Polaka. Po kolejnej przepychance na skraju tatami, do końca walki pozostawało już tylko pięć sekund. Pięć sekund, które dzieliło Krawczyka od finału i co najmniej srebrnego medalu. Rywal jeszcze ruszył desperacko, ale szanse na jakąkolwiek skuteczną akcję miał minimalne. A jednak dosłownie w ostatniej sekundzie przetoczył Polaka nad sobą i rzucił go na plecy. Decyzja sędziów mogła być tylko jedna – ippon i zwycięstwo Ukraińca! Zegar odmierzający czas zatrzymał się pokazując cyferki 0:01…

Walka o brąz też przegrana

Zrozpaczony Polak jeszcze długo leżał na tatami nie wierząc w to co się stało, załamany był także trener reprezentacji Wiesław Błach. Za to Ukrainiec nie mógł uwierzyć w swoje szczęście (w finale przegrał z Grekiem Iliasem Iliadisem).

Krawczykowi została jeszcze walka o brązowy medal z Brazylijczykiem Flavio Canto, ale psychicznie był on już kompletnie rozbity. Mimo tego zaczął nieźle, wykonał akcję ocenioną na yuko, jednak na 80 sekund przed końcem dał się zaskoczyć rzutem na waza-ari (najwyższa punktacja oprócz ipponu) i to Brazylijczyk mógł cieszyć się z brązowego medalu. A Krawczyk stał się jednym z największych bohaterów tragicznych w historii polskiego olimpizmu.

Nie poddawał się, rok później zdobył kolejny brąz mistrzostw Europy (Rotterdam), w 2007 r. został nawet mistrzem Europy (Belgrad). W 2008 r. w Pekinie jeszcze raz zawalczył o olimpijskie marzenia, ale tym razem od medalu był daleko – zajął 7. miejsce. Do dziś jest jednym z najbardziej utytułowanych polskich judoków, jednak wspomnienie igrzysk w Atenach już zawsze będzie dla niego dojmujące.