Polscy olimpijczycy

Atlanta 1996

Pod wieloma względami były to dla polskich sportowców igrzyska niezwykłe. Przede wszystkim już w pierwszej konkurencji, która rozpoczynała olimpijskie zmagania w Atlancie, wywalczyli oni złoty medal. A po niesamowitym występie zapaśników, po czterech dniach nasza ekipa prowadziła nawet w klasyfikacji medalowej. Zdobyliśmy też pierwszy krążek w żeglarstwie (od razu złoty), a światu na dobre objawił się pewien niesamowity piechur.

Dramat Niemki, szczęście Polki

Tego w historii olimpijskich startów Biało-Czerwonych jeszcze nie było. Pierwszą w ogóle konkurencją rozgrywaną w Atlancie była rywalizacja kobiet w karabinie pneumatycznym 10 m. Startowała w niej Renata Mauer, która od kilku lat należała do czołówki światowej w tej specjalności (srebro na mistrzostwach świata w 1990 roku, brąz w 1994).

W eliminacjach najlepsza była Niemka Petra Horneber, która świetnie spisywała się też w ośmioosobowym finale. Wydawało się, że Mauer – wraz z kilkoma innymi zawodniczkami – walczy już tylko o dwa pozostałe medale. Wydawało się… aż do ostatniego strzału. Horneber miała przed nim przewagę 1,7 pkt, co na tym poziomie jest bardzo bezpiecznym zapasem. Co prawda druga przed finałową serią Polka strzeliła niemal perfekcyjnie (10,7 pkt – maksymalna wartość to 10,9, co zdarza się bardzo rzadko), jednak Niemce wciąż wystarczał wynik na poziomie 9 punktów. Teoretycznie była to formalność, ale w takim momencie nawet najlepszej zawodniczce może zadrżeć ręka. Horneber strzeliła zaledwie 8,8 pkt i za moment ukryła twarz w dłoniach. Ostatecznie przegrała z Mauer o 0,2 pkt! Niesamowite były to emocje i wielka radość w całej polskiej ekipie.

Mauer poszła za ciosem i zdobyła w Atlancie jeszcze jeden medal – brąz w konkurencji karabin w trzech postawach. Po eliminacjach nawet prowadziła, ale w finale musiała uznać wyższość Serbki Aleksandry Ivosev (brązowej w karabinie pneumatycznym) oraz Rosjanki Iriny Gierasimienok.

Medalowy dorobek strzelców zupełnie niespodziewanie uzupełnił Mirosław Rzepkowski, który wywalczył srebro w konkurencji skeet (czyli strzelania śrutowym do rzutków).

Polscy zapaśnicy poza zasięgiem rywali

Zatem igrzyska zaczęły się dla Polski świetnie, ale prawdziwe szaleństwo nastąpiło drugiego dnia, kiedy Biało-Czerwoni wywalczyli aż trzy złote medale!

Fenomenalną serię zaczęli niesamowicie wręcz w Atlancie zapaśnicy stylu klasycznego. W kategorii do 69 kg w kapitalnym wręcz stylu po tytuł mistrza olimpijskiego sięgnął Ryszard Wolny. W całym turnieju stracił on zaledwie jeden punkt techniczny, a wyniki jego walk były następujące: Attila Repka (Węgry) 6:1, Liubal Colas (Kuba) 6:0, Grigorij Puljajew (Uzbekistan) 3:0, wreszcie w finale Ghani Yalouz (Francja) 7:0. To była prawdziwa deklasacja!

Nieco trudniejszą drogę do swojego drugiego złota miał mistrz olimpijski z Seulu Andrzej Wroński (kategoria do 100 kg). Na początek rozniósł co prawda Tunezyjczyka Muhammada Nawwara (przewaga techniczna), ale potem tylko karami za pasywność pokonał Mołdawianina Igora Grabowecziego. To dało mu awans do półfinału, w którym po ciężkiej walce zmógł Kubańczyka Hectora Miliana (2:0). Jeszcze trudniejsze było finałowe starcie z Białorusinem Siarhiejem Lisztwanem. Obaj zawodnicy świetnie radzili sobie w obronie i nie dawali sobie zrobić krzywdy, ale to Wroński był dużo bardziej aktywny. Białorusin zbierał zatem ostrzeżenia za pasywność i choć Polak nie wykorzystał żadnego z przymusowych parterów rywala, sięgnął po złoty medal. Zrobił to nie tracąc w całym turnieju ani jednego punktu!

Suweren Nastula

To nie był koniec popisów zapaśników, ale o tym za moment, gdyż jeszcze tego samego dnia po złoto sięgnął judoka Paweł Nastula – jeden z najwybitniejszych zawodników w historii tej dyscypliny sportu. To było ukoronowanie jego wyjątkowej supremacji, rzadko spotykanej w jakiejkolwiek konkurencji. Polak był bowiem w kategorii do 95 kg niepokonany przez ponad cztery lata, wygrał w tym czasie 312 walk z rzędu! Dwa razy został mistrzem świata, trzykrotnie mistrzem Europy, jednak prawdziwe spełnienie przyszło w Atlancie.

Nastula budził grozę wśród swoich rywali, ci często przegrywali z nim jeszcze przed wyjściem na tatami. W Atlancie najpierw szybciutko rozprawił się z obrońcą tytułu z Barcelony Węgrem Antalem Kovacsem, potem również przed czasem pokonał Włocha Luigiego Guidio oraz Portugalczyka Pedro Soaresa. Najtrudniejszą przeprawę miał w półfinale z Brazylijczykiem Aurelio Miguelem – mistrzem olimpijskim z Seulu z 1988 roku. Walka była niezwykle zacięta, ale ostatecznie lepszy okazał się w niej Polak.

W finale Nastula zmierzył się z Kim Min-soo (Korea Południowa). Już po 50 sekundach efektownie rzucił go na plecy, choć sędziowie nie uznali tego jako ippon (co oznacza koniec pojedynku). Polak błyskawicznie przeszedł więc do trzymania i po 30 sekundach było po walce. Czwarty złoty medal dla Polski w ciągu dwóch dni igrzysk stał się faktem!

Tu dodajmy, że dzień później w judo wywalczyliśmy jeszcze jeden medal, tym razem w rywalizacji kobiet. Srebro w kategorii do 66 kg zdobyła Aneta Szczepańska – ona w finale musiała akurat uznać wyższość Koreanki z Południa Cho Min-sun.

Dokończyli dzieła

Wracamy zatem do zapaśników, którzy dwa dni po sukcesach Wolnego i Wrońskiego jeszcze trzykrotnie stawali na podium. Na jego najwyższym stopniu Włodziemierz Zawadzki w kategorii do 62 kg. Niezwykle szybki, zwinny i efektownie walczący zawodnik zaczął od trudnej przeprawy z Białorusinem Igorem Pietrienko (4:3), ale im dalej w las tym zwycięstwa przychodziły mu z coraz większą łatwością. Szweda Usamę Aziza oraz Gruzina Kobę Guliaszwilego pokonywał po 3:1, a Ukraińca Hryhorija Kamyszenkę rozgromił w półfinale aż 8:2. Kontrolował także walkę finałową, w której wypunktował Kubańczyka Juana Luisa Marena 3:1.

Jeszcze tego samego dnia po srebro sięgnął Jacek Fafiński (do 90 kg), a po brąz niezwykle doświadczony Józef Tracz (do 74 kg), dla którego był to już trzeci olimpijski medal – wcześniej brąz w Seulu i srebro w Barcelonie. Zatem po czterech dniach Polska miała w dorobku pięć złotych krążków, dwa srebrne oraz jeden brązowy i przewodziła w klasyfikacji medalowej. To były niezwykłe dni dla polskiego sportu.

Początek rządów „Korzenia”

A to jeszcze nie był koniec sukcesów. W stolicy stanu Georgia rozpoczęła się bowiem na dobre wielka kariera najwybitniejszego chodziarza w historii Roberta Korzeniowskiego. Owszem rok wcześniej sięgnął on po brązowy medal mistrzostw świata w Goeteborgu, ale to w Atlancie zapoczątkował swoją niezwykłą złotą serię, której kres nadszedł dopiero w 2004 roku w Atenach (w tym czasie cztery złota olimpijskie, trzy mistrzostw świata i dwa mistrzostw Europy).

W rywalizacji na dystansie 50 km walka była bardzo zacięta, długo w walce o medale liczyła się duża grupa. Jednak sama końcówka to już tylko rozgrywka między Korzeniowskim, a Rosjaninem Michaiłem Szczennikowem. Zwycięsko wyszedł z niej Polak, który na finiszu wyprzedził rywala o 16 sekund.

Pierwsze złoto w żeglarstwie

Największą niespodzianką igrzysk z polskiego punktu widzenia, było zwycięstwo Mateusza Kusznierewicza w żeglarskiej klasie Finn. Zaledwie 21-letni zawodnik kapitalnie walczył z dużo bardziej doświadczonymi i utytułowanymi rywalami w piękny stylu sięgając po wygraną. Drugiego Belga Sebastiana Godefroida pokonał aż o 13 punktów. W żeglarstwie to przepaść.

Na stadionie lekkoatletycznym jak zwykle w skoku wzwyż nie zawiódł Artur Partyka, który wywalczył srebrny medal (2,37 m). A był niezwykle blisko złota. Dopiero w skoku ostatniej szansy odebrał mu je zawodnik gospodarz Charles Austin (2,39 m). Na drugim stopniu podium stanęła ponadto niezawodna drużyna florecistów w składzie Piotr Kiełpikowski, Adam Krzesiński, Jarosław Rodzewicz oraz Ryszard Sobczak.

Z kolei po brązowe medale sięgali kajakarz Marek Markiewicz (K-1 na 500 m), łucznicza drużyna kobiet (Iwona Dzięcioł, Katarzyna Klata, Joanna Nowicka) oraz ciężarowiec Andrzej Cofalik (kategoria do 83 kg).

Ostatecznie polska reprezentacja z siedmioma złotymi oraz pięcioma srebrnymi i brązowymi krążkami zajęła w klasyfikacji medalowej wysokie 11. miejsce. Do dziś takiego wyniku powtórzyć się już nie udało.