Salt Lake City 2002
Zimowe igrzyska w stolicy amerykańskiego stanu Utah, były przełomowe dla polskich sportów zimowych. Po 30 latach wreszcie udało się bowiem wywalczyć medal, a nawet dwa! – i od tego czasu, już na każdych kolejnych igrzyskach aż do dziś, mieliśmy na podium swoich reprezentantów.
To musiał być Małysz
Odwrócić złą kartę mógł tylko jeden człowiek – oczywiście Adam Małysz. W lutym 2002 roku mieliśmy w Polsce do czynienia z apogeum „małyszomanii”. Skromny chłopak z Wisły był po prostu wszędzie: w gazetach, telewizji, radiu, raczkującym wówczas internecie, oczywiście wyskakiwał także z lodówki. Poprzedni sezon był jego popisem – zdobył dwa medale mistrzostw świata (złoto i srebro), z gigantyczną przewagą wygrał Turniej Czterech Skoczni i wywalczył swoją pierwszą (z czterech) Kryształowych Kul za zwycięstwo w klasyfikacji Pucharu Świata.
Również w kolejnym radził sobie świetnie, w klasyfikacji Pucharu Świata prowadził od pierwszego konkursu do ostatniego. Nieco gorzej poszło mu w Turnieju Czterech Skoczni (4. miejsce), a zwycięzcą został Sven Hannawald, który jako pierwszy skoczek w historii wygrał wszystkie cztery konkursy. Zatem rywalizacja w Salt Lake City miała być wielkim pojedynkiem Polaka i Niemca.
Dwa medale i… lekki niedosyt
Jednak zupełnie inne zdanie miał w tym temacie 20-letni Szwajcar Simon Ammann, który raptem dwa miesiące wcześniej po raz pierwszy stanął na podium zawodów Pucharu Świata. Jednak podczas igrzysk spisywał się fenomenalnie, zarówno na dużej, jak i normalnej skoczni nie dał szans rywalom, wygrywając w naprawdę kapitalnym stylu. Małysz musiał zadowolić się srebrem na dużej skoczni (trzeci był Fin Matti Hautamäki) oraz brązem na normalnej (tu drugi był Hannawald). Przerwał tym samym 30-letni post medalowy Biało-Czerwonych, ale nie da się ukryć, że w kraju oczekiwania były większe – Małysz miał przecież zdobyć złoto. Jednak w Salt Lake City po raz kolejny przekonaliśmy się, że w sporcie tzw. pewniaków po prostu nie ma. A sam Ammann w kolejnych latach potwierdził klasę i zdobył jeszcze wiele najróżniejszych tytułów.
Nieźle spisała się też polska ekipa w konkursie drużynowym. Do podium miała co prawda bardzo daleko (niemal 100 pkt), ale 6. miejsce zespołu w składzie Robert Mateja, Tomisław Tajner, Tomasz Pochwała i Małysz, było dobrym prognostykiem na przyszłość. Sam konkurs przeszedł do historii, gdyż Niemcy pokonali w nim Finów o… 0,1 pkt! Po ośmiu skokach decydowała zatem różnica, odpowiadająca mniej więcej sześciu centymetrom. Nieprawdopodobne! Brąz wywalczyli Słoweńcy, a Polaków wyprzedzili jeszcze Austriacy i Japończycy.
Pechowa Marczułajtis
Bardzo blisko sprawienia miłej niespodzianki była w snowboardzie Jagna Marczułajtis. 23-letnia zakopianka wcześniej nie odnosiła większych sukcesów, jednak w Salt Lake City spisywała się świetnie w swojej koronnej konkurencji, czyli slalomie równoległym.
W kwalifikacjach była 9. i na początek fazy pucharowej pokonała w 1/8 finału Włoszkę Mair Eggen. W ćwierćfinale jej rywalką była najszybsza w kwalifikacjach Austriaczka Maria Kirchgasser i ją Polka również pokonała, awansując do najlepszej „4”. Tu jednak szczęście się od niej odwróciło, gdyż zarówno w półfinale z Francuzką Isabelle Blanc (późniejszą złotą medalistką), jak i w pojedynku o brąz z Włoszką Lidią Trettel, Marczułajtis zaliczała upadki i ostatecznie ukończyła rywalizację na 4. miejscu.
Nieco poniżej oczekiwań spisała się w Salt Lake City w łyżwiarstwie figurowym, para Dorota Zagórska – Mariusz Siudek. Po poprzednich igrzyskach w Nagano (10. miejsce), już jako małżeństwo, wdarli się oni do czołówki światowej – zdobyli dwa srebrne medale mistrzostw Europy (Praga 1999 i Wiedeń 2000) oraz brąz mistrzostw świata (Helsinki 1999). Podczas igrzysk nie wyszedł im jednak program krótki (zajęli 8. miejsce) i dobry występ w programie dowolnym pozwolił im się przesunąć jedynie na pozycję 7.
Ponadto warto jeszcze odnotować 9. miejsce sztafety biathlonistów 4×7,5 km (Wiesław Ziemianin, Wojciech Kozub, Krzysztof Topór, Tomasz Sikora) oraz 10. miejsce alpejczyka Andrzeja Bachledy-Curusia w slalomie specjalnym.