Cortina d’Ampezzo 1956
To była dla polskiego sportu olimpijskiego przełomowa impreza. Po 32 latach czekania, sześciu zimowych igrzyskach bez medalu, zawodnik z naszego kraju wreszcie stanął na podium. Tego historycznego wyczyny dokonał Franciszek Gąsienica Groń w kombinacji norweskiej.
Zaczęło się od fatalnego skoku…
25-letni, niezwykle wszechstronny sportowiec (oprócz narciarstwa – także alpejskiego, uprawiał jeszcze z sukcesami pływanie, tenis stołowy, strzelectwo, skoki do wody i piłkę nożną), absolutnie nie był w Cortinie faworytem do medalu. Zresztą sam fakt, że we wszystkich poprzednich igrzyskach podium kombinacji norweskiej zawsze w całości zajęte było przez zawodników ze Skandynawii, pokazywał kto przez lata rządził w tej konkurencji.
Rywalizacja tradycyjnie rozpoczęła się od skoków. Każdy zawodnik miał trzy próby, z których do klasyfikacji liczyły się dwie najlepsze. Sensacyjnym zwycięzcą tej części został reprezentant ZSRR Jurij Moszkin, który oddał najdłuższy skok zawodów – 110,5 m. Gąsienica Groń po kompletnie nieudanej pierwszej próbie (60,5 m), w dwóch kolejnych skakał daleko i równo, dwukrotnie uzyskując rezultat 101,5 m. To uplasowało go na 10. miejscu, zatem wydawało się, że szanse na medal są minimalne.
…ale bieg był znakomity
Jednak Polak wręcz fantastycznie spisał się na trasie biegowej. Słabo dysponowany Moszkin stracił wszystko to co wywalczył sobie na skoczni, miał dopiero 30. czas i ostatecznie zajął 13. miejsce. Za to Gąsienica Groń biegł jak natchniony. Szybsi od niego byli tylko Norwegowie Sverre Stenersen i Arne Barhaugen, Fin Paavo Korhonen oraz Czech Vitezslav Lahr. Jednak po podliczeniu punktów zdobytych w obu konkurencjach Polak sensacyjnie wywalczył brązowy medal. Lepsi od niego byli tylko Stenersen oraz Szwed Bengt Eriksson. O ile dominacja drugiego w skokach i najszybszego w biegu Norwega była zdecydowana (wygrał z przewagą ponad 17 punktów nad srebrnym medalistą), to z Erikssonem Gąsienica Groń przegrał dosłownie o włos, a dokładnie o 0,6 punktu. Jednak brązowy medal i tak był dla niego ogromnym sukcesem. Dodajmy, że 15. miejsce zajął inny Polak Aleksander Kowalski.
Sztafety w pierwszej „10”
Z bardzo dobrej strony w narciarskiej sztafecie 3×5 km pokazały się także Maria Gąsienica Bukowa, Józefa Pęksa oraz Zofia Krzeptowska. Polki zajęły wysokie 5. miejsce, ustępując tylko Finkom, Norweżkom, Szwedkom, a także ekipie ZSRR. Cała trójka nieźle spisała się także w indywidualnym biegu na 10 km, zajmując odpowiednio 16., 17. oraz 18. miejsce. Z kolei męska sztafeta 4×10 km (Józef Rubiś, Józef Gąsienica Sobczak, Tadeusz Kwapień, Andrzej Mateja) zajęła pozycję 9.
Miejsca w drugiej „10” wywalczyli ponadto Tadeusz Kwapień (12. w biegu na 30 km i 16. na 15 km), Stanisław Bukowski (13. w biegu na 50 km) oraz Władysław Tajner w skokach (16.).
Solidnie w narciarstwie alpejskim spisali się także w konkurencji zjazdu Andrzej Gąsienica Roj (15. miejsce), Barbara Grocholska (17.) oraz Maria Kowalska (19.). Z kolei 16. w slalomie specjalnym był Jan Gąsienica Ciaptak. Również na 16. miejscu zakończyła rywalizację bobslejowa dwójka Stefan Ciapała – Aleksander Habela. Wreszcie hokeiści tym razem ukończyli olimpijski turniej na 8. miejscu, wyprzedzając dwa zespoły – Szwajcarię oraz Austrię (złoto wywalczyła ekipa ZSRR).
Wymieniamy te wszystkie osiągnięcia Polaków, aby pokazać, że potęgą w sportach zimowych może wówczas nie byliśmy, ale nasi zawodnicy potrafili zajmować niezłe pozycje w wielu różnych specjalnościach. No i w końcu wywalczyli wymarzony medal!