Polscy olimpijczycy

Pekin 2008

Trzecie w historii igrzyska letnie odbywające się w Azji (ale po raz pierwszy w Chinach – wcześniej Japonia i Tokio oraz Korea Płd. i Seul) przyniosły polskim kibicom wielu niezapomnianych i różnorodnych przeżyć. Było sporo medali zdobytych na wodzie, ale również na stadionie lekkoatletycznym, pomoście ciężarowym czy sportach walki. Był też pierwszy w historii złoty medal wywalczony w gimnastyce.

Skok wygrany o włos

Leszek Blanik pierwszy olimpijski medal wywalczył osiem lat wcześniej w Sydney – brąz w swojej popisowej konkurencji, czyli skoku. Potem stopniowo umacniał swoją pozycję czołowego zawodnika świata, zdobywał medale właściwie na wszystkich dużych imprezach – w sumie po trzy mistrzostw globu i Europy. Jako pierwszy Polak dorobił się także swojej własnej ewolucji – skok-przerzut, podwójne salto w przód w pozycji łamanej, otrzymał nazwę „blanik”, na cześć zawodnika, który jako pierwszy wykonał ten arcytrudny skok.

W kolejnych igrzyskach w Atenach nie wystąpił z powodu absurdalnych przepisów promujących zawodników specjalizujących się w wieloboju oraz przedziwnych decyzji Międzynarodowej Federacji Gimnastycznej. Przyznała one bowiem „dzikie karty” zawodnikom z często egzotycznych krajów, a zabrakło jej dla już wówczas bardzo utytułowanego gimnastyka z Polski (m.in. wicemistrza świata z 2002 roku z Debreczyna). Do Pekinu jednak pojechał, a kwalifikację wywalczył sobie już sam, nie czekając na łaskę nie do końca przychylnego mu gremium. Zrobił to zdobywając rok przed igrzyskami złoty medal mistrzostw świata w Stuttgarcie, co automatycznie kwalifikowało go do olimpijskiego startu.

W stolicy Chin potwierdził wielką klasę, jednak same zmagania miały dramatyczny przebieg. W kwalifikacjach Blanik był trzeci, za swoim odwiecznym rywalem – legendarnym Rumunem Marianem Dragulescu (24 medale największych imprez, ale bez złota na igrzyskach!) oraz Francuzem Thomasem Bouhailem.

W finale Dragulescu nie wytrzymał napięcia i zakończył go dopiero na 4. miejscu. Walka o złoto rozegrała się zatem między Polakiem i Francuzem. Najpierw skakał nasz zawodnik, który za swojego koronnego „blanika” uzyskał notę 16,600 pkt. Drugi skok Polaka był mniej udany (16,475), jednak średnia 16,537 dawała nadzieję na zwycięstwo. Francuz również skakał świetnie i po dwóch skokach przy jego nazwisku pojawiła się nota… 16,537 pkt! To z kolei wymagało policzenia średniej ocen wszystkich sędziów (normalnie dwie skrajne są odrzucane). Po podsumowaniu minimalnie lepszy okazał się Blanik i to on sięgnął po olimpijskie złoto.

Dominatorzy potwierdzili klasę

Jeszcze większym faworytem do zwycięstwa była podczas regat wioślarskich niesamowita czwórka podwójna Adam Korol, Marek Kolbowicz, Michał Jeliński i Konrad Wasielewski. Osada stworzona w 2005 roku, od kiedy tylko pojawiła się na międzynarodowych arenach, niemal natychmiast zaczęła budzić grozę swoich rywali. Niesamowicie zgrani we wiosłowaniu, fenomenalni technicznie Polacy wręcz fruwali nad wodą podczas kolejnych zawodów. Byli najlepsi podczas mistrzostw świata w 2005 roku w Gifu, 2006 roku w Eton i 2007 roku w Monachium (a już po igrzyskach w Pekinie także w 2009 roku w Poznaniu). W międzyczasie pobili też rekord świata w tej konkurencji. Rywale i komentatorzy nie mówili o nich inaczej jak „dominatorzy” lub „terminatorzy”.

W Pekinie potwierdzili oni swoją olbrzymią klasę, choć sam wyścig finałowy nie był popisem jednego aktora (a właściwie czterech). Polacy prowadzili co prawda od samego startu, ale cały czas blisko nich trzymali się Włosi. Jednak kiedy 500 metrów przed metą Biało-Czerwoni mieli już całą łódkę przewagi, ich zwycięstwo było niezagrożone. Na metę wpadli ponad dwie sekundy przed osadą z Italii, zatem złoto zdobyli w swoim stylu – pewnie, z przytupem, nie zostawiając rywalom złudzeń.

To nie był jedyny medal wioślarzy w Pekinie – srebro wywalczyła bowiem także czwórka wagi lekkiej w składzie Miłosz Bernatajtys, Łukasz Pawłowski, Bartłomiej Pawełczak i Paweł Rańda.

Wielki Majewski

Na stadionie lekkoatletycznym popisywali się za to najwięksi, najmocniejsi i… najciężsi przedstawiciele naszej ekipy. Swoją wspaniałą historię właśnie w Pekinie zaczął pisać kulomiot Tomasz Majewski. 27-letni już zawodnik wcześniej nie odnosił spektakularnych sukcesów, jednak w Chinach po raz pierwszy zadziwił cały świat.

Z bardzo dobrej strony pokazał się już w eliminacjach. Wygrał je, przy okazji po raz pierwszy w karierze przekraczając 21 metrów (dokładnie 21,04). W finale prowadził po pierwszej serii (20,80), jednak po drugiej spadł na 4. miejsce. Wyprzedzili go Kanadyjczyk Dylan Armstrong (21,04), Amerykanin Christian Cantwell (20,98), a także Białorusin Andriej Michniewcz (21,05), który jednak potem został zdyskwalifikowany za doping.

Jednak odpowiedź Polaka była fenomenalna. W trzeciej serii pchnął on kulę na odległość 21,21 m, a w czwartej jeszcze poprawił na 21,51! Jak się okazało, dla rywali były to dwa nokautujące ciosy. Cantwella (21,09) stać było już tylko na wyprzedzenie trzeciego ostatecznie Armstronga. Jednak złoto trafiło do olbrzyma (204 cm wzrostu) rodem z Nasielska.

Blisko pójścia w jego ślady był także dyskobol Piotr Małachowski. Polak spisywał się świetnie i po trzech kolejakch konkursu finałowego prowadził z wynikiem 67,82 m. W czwartej serii co prawda równo o metr dalej rzucił Estończyk Gerd Kanter, jednak Małachowski obronił się z kolei przed atakiem słynnego Litwina Virgiliusa Alekny (67,79 m), który w dwóch poprzednich igrzyskach zdobywał tytuł mistrza olimpijskiego. Zatem Polak zdobył srebro, a potem jeszcze przez wiele lat cieszył polskich kibiców sukcesami na światowych arenach.

Kołecki czekał osiem lat

Naszym czwartym złotym medalistą w Pekinie okazał się ciężarowiec Szymon Kołecki (srebrny w Sydney w 2000 roku), który jednak dowiedział się o tym… osiem lat później! Dopiero w 2016 roku okazało się bowiem, że najlepszy w Pekinie Kazach Ilja Ilin był na dopingu. Z Kołeckim wygrał wówczas w dwuboju o trzy kilogramy, jednak zrobił to nielegalnie.

Zresztą po latach całe podium kategorii do 94 kg zmieniło się radykalnie. Został na nim tylko Polak, a poza Ilinem wypadł z niego trzeci pierwotnie Rosjanin Chadżimurat Akkajew (również przyłapany na dopingu). Skorzystali z tego Gruzin Arsen Kasabijew (awans z 4. na 2. miejsce) oraz Kubańczyk Yoandry Hernandez, który zaliczył skok z 6. na 3. miejsce, bo w międzyczasie zdyskwalifikowany został jeszcze pierwotnie piąty Azer Nizami Paszajew. Brzmi to wszystko karykaturalnie, niestety podnoszenie ciężarów od lat naznaczone jest ciężkim dopingiem, do czego rękę przyłożyli też Polacy. Ale to temat na osobne opowiadanie.

Zatem Kołeckiemu nie dane było doświadczyć tej pięknej chwili, kiedy biało-czerwona flaga wciągana jest na najwyższy maszt, a z głośników leci „Mazurek Dąbrowskiego”. W Pekinie musiał wysłuchać hymnu Kazachstanu, ale przyznanego po latach tytułu mistrza olimpijskiego nic mu już nie odbierze.

Wspaniały wyczyn kajakarki

Wielkim wydarzeniem był w Pekinie srebrny medal kajakowej dwójki na 500 m – Anety Koniecznej i Beaty Mikołajczyk. Dla tej pierwszej (wcześniej startującej pod panieńskim nazwiskiem Pastuszka) był to bowiem trzeci medal, wywalczony na trzecich kolejnych igrzyskach. Tym samym stała się dopiero drugą kobietą, która dokonała takiego wyczynu, pierwszą była oczywiście Irena Szewińska (stała na podium na czterech igrzyskach z rzędu).

Srebrne medale wywalczyli też w Chinach Maja Włoszczowska w kolarstwie górskim oraz szermiercza drużyna szpadzistów (Robert Andrzejuk, Tomasz Motyka, Adam Wiercioch i Radosław Zawrotniak). Z kolei brązowe zdobyli Agnieszka Wieszczek (zapasy, kategoria do 72 kg) oraz Marcin Dołęga (podnoszenie ciężarów, kategoria do 105 kg). Ten drugi – podobnie jak Kołecki – dowiedział się o tym po latach. Pierwotnie został sklasyfikowany na miejscu czwartym.