Polscy olimpijczycy

Pekin 2022

Podczas imprezy w stolicy Chin sporo polskich sportowców zaliczyło dobry lub bardzo dobry występ i kończyło rywalizację w pierwszej „10”. Jednak medal udało się zdobyć tylko jeden, a na wysokości zadania znów stanął skoczek narciarski. Tym razem nie był to jednak Kamil Stoch, a Dawid Kubacki.

Korona Kubackiego

Dla urodzonego w 1990 roku Kubackiego był to ostatni brakujący skalp w jego wspaniałej karierze. Wcześniej był już mistrzem świata zarówno indywidualnie (Lahti 2017 – skocznia duża), jak i drużynowo (Seefeld 2019), miał medale mistrzostw świata w lotach, wygrywał Turniej Czterech Skoczni (2020), a cztery lata wcześniej podczas igrzysk w Pjongczangu wywalczył brązowy medal w drużynie. Do kolekcji brakowało mu już tylko indywidualnego medalu olimpijskiego.

Uzupełnił ją w Pekinie w konkursie na skoczni normalnej. Dokonał tego w dramatycznych okolicznościach. Po pierwszej serii Kubacki zajmował dopiero 8. miejsce, ale z niewielką stratą do zajmującego 3. miejsce… Stocha. Poza zasięgiem byli Japończyk Ryoyu Kobayashi oraz – przynajmniej tak się wydawało – Słoweniec Peter Prevc.

Jednak druga seria była szalona. Kubacki skoczył świetnie (103 m) i objął prowadzenie. Zanim na górze została najlepsza trójka, wyprzedzić zdołał go jeszcze Austriak Manuel Fettner, więc wydawało się, że szanse na medal są iluzoryczne. Jednak najpierw pomylił się Stoch (tylko 97,5 m i spadek na 6. miejsce), a za chwilę sprawę pokpił także Prevc. Skok na 99,5 m sprawił, że ostatecznie przegrał z Kubackim o 0,5 punktu!

Kończący rywalizację Kobayashi spokojnie utrzymał 1. miejsce, ale Kubacki mógł cieszyć się z dość niespodziewanie wywalczonego brązowego medalu.

Na skoczni dużej blisko medalu był Stoch, ale ostatecznie zajął 4. miejsce (wygrał Norweg Marius Lindvik, przed Kobayashim oraz Niemcem Karlem Geigerem). Dobre pozycje zajmowały też drużyna męska (Kubacki, Stoch, Paweł Wąsek, Piotr Żyła) oraz mieszana (Kubacki, Stoch, Nicole Konderla, Kinga Rajda). Obie ukończyły rywalizację na 6. miejscu, choć z dużą stratą do medalistów.

Michalski tyci, tyci od medalu

Bardzo blisko medalu, a nawet medali, był też panczenista Piotr Michalski. Najpierw w biegu na 500 m zajął 5. miejsce, przegrywając brąz z Japończykiem Wataru Morishige o zaledwie 0,03 s (z kolei z czwartym Kanadyjczykiem Laurentem Dubreuilem o… dwie tysięczne!). Wygrał Chińczyk Gao Tingyu przed Koreańczykiem Cha Min-kyu.

Niesamowite emocje przyniósł także bieg na 1000 m. Michalski jechał już w czwartej parze (w sumie było ich 15), więc kiedy objął wyraźne prowadzenie nie zrobiło to większego wrażenia na obserwatorach. Tymczasem minuty mijały, kolejni zawodnicy kończyli rywalizację, a Polak wciąż prowadził. KIedy do końca zostały tylko trzy pary medal wydawał się coraz bardziej realny. Jednak w wyścigu 13. nastąpiło podwójne uderzenie, gdyż Michalskiego wyprzedzili zarówno jego zwycięzca Thomas Krol (Holandia), jak i Havard Lorentzen (Norwegia). 14. wyścig nie przyniósł zmian w klasyfikacji (chociaż Chińczyk Ning Zhonyang przegrał z Polakiem tylko o 0,04 s), więc o wszystkim decydował ostatni pojedynek. Bardzo słabo spisał się w nim utytułowany Holender Kai Verbij, jednak świetnie pojechał pekiński prześladowca Michalskiego, czyli Dubreuil. Kanadyjczyk wskoczył na 2. miejsce i zabrał Polakowi medal. Tym razem do podium zabrakło 0,08 s…

Poza Michalskim miejsca w pierwszej „10” wywalczyły jeszcze kobiety – drużyna ukończyła rywalizację na 8. pozycji (Karolina Bosiek, Natalia Czerwonka, Magdalena Czyszczoń, Andżelika Wójcik), Kaja Ziomek była 9. na 500 m, natomiast Czyszczoń 10. w biegu masowym.

Dramat Natalii Maliszewskiej

Olbrzymiego pecha miała z kolei narzeczona Piotra Michalskiego – Natalia Maliszewska. Jedna z najlepszych zawodniczek świata w short-tracku, tuż po przyjeździe do Pekinu miała pozytywny wynik testu na koronawirusa. Od razu trafiła na izolację i czekała na negatywny wynik kolejnego badania. Jednak ten nie przychodził, kilka razy był on niejednoznaczny, a zawodniczka zamiast przygotowywać się do startu na koronnym dystansie 500 m, w samotności przeżywała osobistą tragedię. Ostatecznie została w zamknięciu niemal przez tydzień i straciła szansę na medal olimpijski na 500 m. Potem wzięła jeszcze udział w biegach na 1000 i 1500 m, ale w nich nie miała już szans na wysokie miejsce, tym bardziej że była kompletnie rozbita psychicznie.

Na otarcie łez wywalczyła wraz z koleżankami 6. miejsce w sztafecie (Natalia Mazur, Kamila Stormowska, Patrycja Maliszewska), ale i tak wyjechała z Pekinu w poczuciu wielkiej, niezawinionej przez siebie krzywdy.

Dużo miejsc w pierwszej „10”

Kto jeszcze zajmował miejsca w czołówce swoich konkurencji? Biathlonistka Monika Hojnisz była 9. w biegu pościgowym, podobnie jak biegaczki narciarskie Izabela Marcisz i Monika Skinder w sprincie drużynowym. 8. miejsce w slalomie gigancie wywalczyła z kolei Maryna Gąsienica-Daniel, a wraz z Zuzanną Czapską, Magdaleną Łuczak, Michał Jasiczkiem oraz Pawłem Pyjasem była 10. w konkurencji drużynowej.

W snowboardzie w slalomie równoległym 7. był Oskar Kwiatkowski, a 9. Michał Nowaczyk, natomiast w rywalizacji kobiet Aleksandra Król zajęła miejsce 8. I wreszcie saneczkarze – na 8. miejscu skończyła rywalizacją drużyna (Klaudia Domaradzka, Mateusz Sochowicz, Wojciech Chmielewski/Jakub Kowalewski), a na 9. dwójka Chmielewski/Kowalewski.

Było zatem kilka dobrych występów i to w różnorodnych konkurencjach, co może świadczyć, że polski sport zimowy w kolejnych latach nie musi stać tylko skokami narciarskimi.