Polscy olimpijczycy

Moskwa 1980

Nigdy wcześniej, ani nigdy potem Polacy nie stawali na podium tak często – w sumie aż 32 razy (choć tylko trzykrotnie wysłuchali Mazurka Dąbrowskiego). Nie da się ukryć, że tak potężny dorobek miał swoją przyczynę także w sytuacji politycznej. Ze względu na pogłębiającą się zimną wojnę oraz interwencję zbrojną gospodarza igrzysk w Afganistanie, imprezę zbojkotowały aż 63 kraje. W tym wiele potęg sportowych na czele z USA, RFN, Japonią, Koreą Południową, Kanadą, Kenią czy Norwegią.

Polacy mieli więc ułatwione zadanie, choć oczywiście nie należy deprecjonować ich wyników. Ci, którzy stanęli na podium, są jak najbardziej pełnoprawnymi medalistami olimpijskimi.

Wielki pościg Malinowskiego

Po złote medale sięgnęli dwaj wybitni lekkoatleci. Bronisław Malinowski cztery lata wcześniej w Montrealu wywalczył srebro na 3000 m z przeszkodami, ale w Moskwie już nie miał sobie równych i to po jednym z najbardziej porywających biegów w historii olimpizmu.

Od początku niesamowite tempo narzucił reprezentant Tanzanii Filbert Bayi, który w pewnym momencie zaczął błyskawicznie oddalać się od rywali. Na około trzy okrążenia przed metą miał nad Malinowskim niemal 100 m przewagi. Jednak biegnący swoim równym, wysokim tempem Polak zaczął systematycznie zbliżać się do Tanzańczyka (po drodze wyprzedził jeszcze Etiopczyka Eshetu Turę) . Z każdym kolejnym metrem odrabiał straty i wreszcie dopadł go na ostatnim okrążeniu tuż przed rowem z wodą. Pokonał tę przeszkodę już jako lider, a potem tylko powiększał przewagę. Wpadł na metę w świetnym czasie 8.09,11, który do dzisiaj jest rekordem Polski. Malinowski stał się wielkim bohaterem w całym kraju, niestety rok później zginął tragicznie w wypadku samochodowym w Grudziądzu. Jego śmierć opłakiwała dosłownie cała Polska, miał zaledwie 30 lat…

Kozakiewicz kontra ZSRR

Swoją wielką legendę na moskiewskich Łużnikach zbudował również tyczkarz Władysław Kozakiewicz. Jego głównym rywalem, a także obrońcy tytułu z Montrealu Tadeusza Ślusarskiego, był zawodnik gospodarzy Konstantin Wołkow. Miejscowi kibice przy każdym skoku Polaków potwornie gwizdali, życia nie ułatwiali im także organizatorzy. Jednak nasi zawodnicy nic sobie nie robili z tych przeciwności losu.

Zwłaszcza Kozakiewicz skakał jak natchniony, a kiedy pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości 5,70 m, po raz pierwszy wykonał w stronę publiczności tzw. gest Kozakiewicza (czyli zgięcie jednej ręki w łokciu i złapaniu jej drugą ręką), który w ówczesnej sytuacji politycznej miał swoja dodatkową wymowę. Powtórzył go kiedy skoczył 5,75 m, czym zapewnił sobie złoty medal. A potem jeszcze pobił rekord świata (5,78 m) i już zupełnie uciszył szowinistyczną, moskiewską publiczność. Ich faworyt Wołkow musiał zadowolić się srebrem, które zresztą podzielił ze Ślusarskim.

Na stadionie lekkoatletycznym medale zdobyli jeszcze Urszula Kielan i Jacek Wszoła w skoku wzwyż oraz sztafeta 4×100 m w składzie Leszek Dunecki, Zenon Licznerski, Marian Woronin, Krzysztof Zwoliński (srebrne) oraz Lucyna Langer w biegu na 100 m ppł (brąz).

Kawaleria wróciła

Na zakończenie igrzysk piękną niespodziankę sprawił starszy chorąży Wojska Polskiego Jan Kowalczyk, który na koniu Artemor sięgnął po złoto w skokach przez przeszkody. Polak w dwóch przejazdach zaliczył tylko po jednej zrzutce i za każdym razem mieścił się w normie czasu. Identyczną liczbę zrzutek miał Rosjanin Nikołaj Korolkow, ale on w swojej drugiej próbie przekroczył czas i w ten sposób przegrał złoto.

Kowalczyk wraz z kolegami (Janusz Bobik, Wiesław Hartman i Marian Kozicki) wywalczył także srebrny medal w drużynie, zatem nasi jeźdźcy po wielu latach nawiązali do pięknych wspomnień związanych z przedwojennymi występami olimpijskimi polskiej kawalerii.

Sporty walki z wieloma medalami, ale bez złota

Po raz pierwszy od 1960 roku bez złota wrócili do domu bokserzy. Najbliżej szczęścia był w wadze półciężkiej Paweł Skrzecz, który dopiero w finale musiał uznać wyższość Jugosłowianina Slobodana Kacara. Były również cztery brązowe medale, które wywalczyli Krzysztof Kosedowski (waga piórkowa), Kazimierz Adach (waga lekka), Kazimierz Szczerba (waga półśrednia) oraz złoty cztery lata wcześniej Jerzy Rybicki (waga średnia).

Wręcz nieprawdopodobna historia wiąże się z zapaśnikami, którzy w sumie w obu stylach wywalczyli aż siedem medali, ale żadnego złotego! Swoje finałowe walki przegrali Józef Lipień, Andrzej Supron, Jan Dołgowicz oraz Roman Bierła (styl klasyczny), a także Władysław Stecyk (styl wolny). Brązowe medale dołożyli jeszcze dwaj „wolniacy” – Aleksander Cichoń oraz Adam Sandurski.

Jakby tego było mało medal zdobył także judoka Janusz Pawłowski, ale on również nie zdołał zwyciężyć i zajął w swojej kategorii 3. miejsce. Zatem w sportach walki Polacy aż 13 razy stawali na podium, ale ani razu na jego samym szczycie. To było chyba jakieś fatum.

Lang ze srebrem, pierwszy medal w pływaniu

Swoje zrobili – choć również bez złota – szermierze i ciężarowcy. Srebrny medal w drużynowym turnieju szpadzistów wywalczyli Ludomir Chronowski, Piotr Jabłkowski, Andrzej Lis, Mariusz Strzałka i Leszek Swornowski, miejsce niżej uplasowali się floreciści (Lech Koziejowski, Adam Robak, Bogusław Zych, Marian Sypniewski) oraz Barbara Wysoczańska w indywidualnej rywalizacji florecistek. Z kolei ciężarowcy stali się specjalistami od brązowych medali – w Moskwie wywalczyli je Tadeusz Dembończyk, Marek Seweryn oraz Tadeusz Rutkowski.

Świetnie w kolarskim wyścigu indywidualnym spisał się Czesław Lang, który na słynnym torze Kryłackoje nie miał co prawda szans z zawodnikiem gospodarzy Siergiejem Suchoroczenkowem, ale na finiszu w pięknym stylu ograł innego Rosjanina Jurija Barinowa.

Trzy medale Polacy „wyłowili” także z wody. Na torze wioślarskim srebro wywalczyły Małgorzata Dłużewska i Czesława Kościańska (dwójka bez sterniczki), natomiast brąz Grzegorz Nowak, Grzegorz Stellak, Ryszard Stadniuk, Adam Tomasiak i sternik Ryszard Kubiak (czwórka ze sternikiem). Na specjalne podkreślenie zasługuje pierwszy w historii medal w pływaniu. Zdobyła go Agnieszka Czopek, która zajęła 3. miejsce na dystansie 400 m stylem zmiennym. Czwartą na mecie Grit Slaby z NRD pokonała o niespełna 0,4 s i już na zawsze zapisała się w kronikach tego pięknego sportu.