Polscy olimpijczycy

Oslo 1952

Na drugie powojenne igrzyska zimowe Polska wysłała największą do tej pory reprezentację – liczyła ona 32 osoby (ostatecznie wystartowało 30) i co ważne w składzie ekipy po raz pierwszy znalazły się kobiety. Były to alpejki Barbara Grocholska, Maria Kowalska i Teresa Kodelska.

Dobry występ Grocholskiej

I spisały się naprawdę dobrze, zwłaszcza Grocholska, która indywidualnie zajęła najwyższe miejsce ze wszystkich sportowców startujących w stolicy Norwegii. Pochodziła z Warszawy, gdzie jako młodziutka dziewczyna uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie ze względu na zły stan zdrowia przeniosła się do Zakopanego, gdzie złapała bakcyla narciarskiego. Uprawiała jej alpejską odmianą i w latach 50. oraz na początku 60. była najlepsza polską zawodniczką aż 24 razy stając na najwyższym podium mistrzostw kraju. Odnosiła także sukcesy międzynarodowe – w 1951 roku na akademickich mistrzostwach świata zdobyła złoto w zjeździe oraz srebro w slalomie specjalnym. Z kolei dwa lata później brąz w slalomie gigancie. To pokazywało jej wszechstronność.

W Oslo bardzo dobrze spisała się przede wszystkim w biegu zjazdowym, w którym zajęła 13. miejsce. Niewiele zabrakło jej do miejsca w pierwszej „10”, ale i tak wyprzedziła wiele zawodniczek z krajów tradycyjnie mocnych w narciarstwie alpejskim, jak Włochy, Szwajcaria, Austria, USA, Francja czy Norwegia. Niewiele gorzej poszło jej w slalomie specjalnym, w którym zajęła z kolei pozycję 14.

Pożegnanie Marusarza

Jeśli chodzi o mężczyzn, to miejsce w okolicach pierwszej „20” (konkretnie 22.) zajął tylko Andrzej Gąsienica-Roj w zjeździe. Pozostali Polacy, albo wypadali z trasy, albo lądowali na pozycjach poza pierwszą „30”.

Równie słabo poszło narciarzom klasycznym. Nasz jedynak w biegach – Tadeusz Kwapień – był 41. w biegu na 18 km, natomiast wśród skoczków najwyżej uplasował się Antoni Wieczorek (24.). Z kolei 27. miejsce zajął żegnający się z igrzyskami 39-letni Stanisław Marusarz. Był to dla niego już czwarty olimpijski start, a trzeba pamiętać, że II wojna światowa zabrała mu dwa kolejne – i to w najlepszym dla sportowca wieku.

Hokeiści zrobili swoje

Jak zwykle największe nadzieje na wysoką pozycję pokładaliśmy w zespole hokeistów. Nie mieli oni co prawda szans na medal, ale w stawce dziewięciu zespołów zajęli niezłe 6. miejsce.

Udało im się wyprzedzić Finlandię (z którą wygrali 4:2), Niemcy (remis 4:4) oraz Norwegię (4:3). Byli też blisko sprawienia niespodzianki w starciu z późniejszymi wicemistrzami olimpijskimi Amerykanami, jednak ostatecznie przegrali 3:5. Z kolei najbardziej bolesny był mecz z brązowymi medalistami Szwedami, przegrany aż 1:17. Złoto wywalczyli ostatecznie Kanadyjczycy.