Polscy olimpijczycy

Helsinki 1952

Na igrzyska, które pierwotnie miały odbyć się w stolicy Finlandii w 1940 r. (na przeszkodzie stanęła II wojna światowa) Polska wysłała najliczniejszą kadrę ze wszystkich dotychczasowych występów olimpijskich. Do Helsinek pojechało 125 sportowców (w tym 22 kobiety), którzy walczyli w 11 dyscyplinach. Po raz pierwszy wystartowali m.in. gimnastycy, co jak się okazało było bardzo ważnym wydarzeniem.

Antkiewicz znów na podium

Już wtedy opinia publiczna w Polsce najbardziej liczyła na bokserów i to pomimo, że dopiero przed nimi był legendarny występ na mistrzostwach Europy w Warszawie w 1953 roku. Podczas tych zawodów Polaka zabrakło na podium tylko w jednej z dziesięciu kategorii wagowych! W sumie Biało-Czerwoni wywalczyli 5 złotych, 2 srebrne i 2 brązowe krążki.

Rok wcześniej w Helsinkach polska szkoła boksu również święciła sukcesy. Swój drugi medal, tym razem srebrny, wywalczył Aleksy Antkiewicz. „Bombardier z Wybrzeża”, brązowy podczas igrzysk w Londynie, tym razem wspiął się o pozycję wyżej. Do finału turnieju szedł niczym burza. Jednogłośnie na punkty pokonywał kolejno Benjamina Enriqueza (Filipiny), Hansa Wernera Wohlersa (RFN), Frederica Reardona (Wlk. Brytania), a w półfinale wręcz rozniósł Rumuna Georghe Fiata, którego znokautował już w I rundzie! Dopiero w finale po niezwykle zaciętej walce przegrał 1:2 z Włochem Aureliano Bolognesim.

„Twardy Kaszuba” z pierwszym powojennym złotem

Jednak największym bohaterem polskiej ekipy był inny pięściarz Zygmunt Chychła. Absolutna gwiazda wielkiej drużyny legendarnego trenera Feliksa Stamma w pierwszej połowie lat 50. Uważa się, że to właśnie Chychła swoimi sukcesami zapoczątkował najpiękniejszy okres w historii polskiego boksu. Uosabiał go swoim stylem walki, gdyż na skutek niezbyt imponujących warunków fizycznych, musiał jakoś nadrabiać te niedostatki. Robił to wielką ringową inteligencją, techniką i znakomitą obroną.

Już w 1951 r. gdańszczanin (był wychowankiem klubu Gedania) wywalczył złoto mistrzostw Europy, najlepszy był także podczas wspomnianych zawodów w Warszawie. Równych nie miał sobie również podczas igrzysk w Helsinkach.

„Twardy Kaszuba”, bo tak go powszechnie nazywano, miał niezwykle trudną drogę po olimpijskie złoto. Już w pierwszej rundzie zmierzył się z Belgiem Pierrem Woutersem, czyli zawodnikiem, który jako jedyny zdołał posłać Chychłę na deski ringu. Działo się to rok wcześniej podczas mistrzostw Europy w Mediolanie. Wówczas gdańszczanin odwrócił losy pojedynku, w Helsinkach nie miał już takich problemów i pewnie wygrał na punkty. Potem pokonał Jose Davalosa (Meksyk), a w ćwierćfinale po zaciętej walce okazał się lepszy od obrońcy tytułu z Londynu, Czecha Juliusza Tormy. W półfinale minimalnie pokonał bardzo groźnego Niemca Gunthera Heidemanna (RFN), wreszcie w finale zmierzył się ze znakomitym Sergiejem Szczerbakowem (ZSRR). Po niezwykle twardej walce Chychła odniósł jednogłośne zwycięstwo na punkty i wywalczył pierwsze powojenne złoto dla Polski.

Niestety musiał on zakończyć karierę już w wieku 27 lat. Przed mistrzostwami Europy w Warszawie okazało się, że Chychła zachorował na gruźlicę. To rzecz jasna wykluczało jego start w tej imprezie. Jednak władze polskiego sportu wiedząc, że jest on pewniakiem do złotego medalu, perfidnie wprowadziły go w błąd informując, że choroba się cofnęła. Gdańszczanin zrobił swoje, stanął na najwyższym stopniu podium (w finale znów pokonał Szczerbakowa), jednak zapłacił za to ogromną cenę. Nieleczona gruźlica rozwinęła się tak bardzo, że bokser niedługo później musiał już na zawsze pożegnać się z ringiem.

Gimnastyka po raz pierwszy

Poza bokserami nasza reprezentacja zdobyła jeszcze dwa medale. Bardzo przyjemną niespodziankę sprawił gimnastyk Jerzy Jokiel, który wywalczył srebro w ćwiczeniach wolnych – był to pierwszy polski medal olimpijski w tej dyscyplinie sportu. Co warte podkreślenia Jokiel był bardzo blisko złota, gdyż otrzymał najwyższą punktację ze wszystkich startujących zawodników. Jednak minimalnie przekroczył czas na wykonanie swojego ćwiczenia, za co został ukarany odjęciem 0,2 punktu. Tylko dlatego ostatecznie przegrał (o 0,1 pkt) ze Szwedem Williamem Thoressonem.

Ostatni medal dla Biało-Czerwonych wywalczył na torze wioślarskim Teodor Kocerka. Zdobył brąz w wyścigu jedynek i jak się okazało nie był to jego ostatni taki sukces (wynik ten powtórzył osiem lat później w Rzymie).