Sankt Moritz 1948
Powojenna zawierucha nie ułatwiała zorganizowaniu się na nowo także ruchowi olimpijskiemu. Dlatego z braku innych możliwości, a także ze względu na fakt, że Szwajcaria była w trakcie II wojny światowej krajem neutralnym, zimowe igrzyska po raptem 20 latach trafiły do tego samego miasta – Sankt Moritz. Już organizacja igrzysk dwa razy przez to samo miasto jest wielką rzadkością i jeśli się zdarza, minąć musi bardzo dużo czasu. Tak krótka przerwa między jedną, a drugą imprezą w tym samym mieście była więc ewenementem, no ale czasy były wyjątkowe.
Hokeiści z dwiema wygranymi
Przygotowania i udział w igrzyskach, które odbywał się zaledwie 2,5 roku po ustaniu wojny, dla wielu krajów były niełatwe. Dla Polski – co oczywiste – skala trudności była ekstremalnie wysoka. Jednak mimo tego udało się wystawić całkiem liczną ekipę, tak aby w świat poszedł przekaz, że nasz kraj żyje i także w sporcie chce być obecny na największych imprezach. Nie przełożyło się to co prawda na wyniki, ale najważniejszy był fakt, że biało-czerwony sztandar powiewał na olimpijskich arenach.
Do Sankt Moritz pojechało 12 narciarzy (wciąż bez kobiety) oraz już tradycyjnie drużyna hokeistów. I znów walczyła ona bardzo dzielnie, chociaż szans na podium tym razem nie miała. Udało jej się wygrać dwa mecze: z Austrią 7:5 oraz Włochami 13:7. W miarę przyzwoity wynik udało się jeszcze osiągnąć w starciu z Wielką Brytanią (2:7), pozostałe spotkania zakończyły się bardzo wysokimi porażkami Polaków: z Czechosłowacją 1:13, z Kanadą 0:15, ze Szwajcarią 0:14, ze Szwecją 2:13, wreszcie z Amerykanami aż 4:23.
Co ciekawe zespół USA został już po zakończeniu turnieju zdyskwalifikowany ze względu na zawirowania proceduralne. Do turnieju zgłosiły się bowiem… dwie drużyny amerykańskie (każda złożona z zawodników konkurencyjnych lig), a tamtejszy komitet olimpijski nie potrafił zdecydować, która z nich ma wystąpić. Ostatecznie jedna z nich zagrała trochę na „dziko”, ale już po zawodach została usunięta z klasyfikacji. Dzięki temu Polacy przesunęli się o jedną pozycję w górę tabeli i zakończyli zmagania na 6. miejscu.
Marusarz stracił najlepsze lata
A jak radzili sobie nasi narciarze? Było im niezwykle ciężko nawiązać walkę z rywalami. Najwyższe miejsce zajęła sztafet 4×10 km stylem klasycznym (w składzie Józef Daniel Krzeptowski, Stanisław Bukowski, Tadeusz Kwapień, Stefan Dziedzic), która zajęła 10. miejsce. Dziedzic nieźle spisał się także w kombinacji norweskiej zajmując 20. pozycję.
W skokach, już bez większych szans na medal, rywalizował z kolei 35-letni Stanisław Marusarz. W 1938 roku został on w Zakopanem wicemistrzem świata, ale niestety najlepsze lata kariery zabrała mu wojna. W Sankt Moritz był 27.
Zatem po piątym już starcie w zimowych igrzyskach olimpijskich Polska wciąż pozostawała bez medalu