Montreal 1976
Pierwsze igrzyska zorganizowane przez Kanadę, okazały się najlepszymi w historii olimpijskich startów reprezentacji Polski jeśli chodzi o klasyfikację medalową. 26 krążków (w tym 7 złotych, 6 srebrnych i 13 brązowych) dało Biało-Czerwonym bardzo wysokie 6. miejsce. Lepsze były tylko ekipy ZSRR, NRD, USA, RFN oraz Japonii.
Wielka Irena Szewińska
Historycznym wyczynem popisała się w Montrealu Irena Szewińska. Legenda światowej lekkoatletyki na końcówkę kariery wydłużyła dystans do 400 m i podczas igrzysk wręcz zdeklasowała rywalki. Jej przewaga na ostatniej prostej biegu finałowego rosła z każdym metrem i na mecie była gigantyczna. Polka czasem 49,29 s ustanowiła fenomenalny rekord świata, który zresztą do dziś jest niezagrożonym rekordem Polski. Drugą na mecie Christinę Brehmer (NRD) pokonała o niemal 1,5 sekundy! To był już siódmy medal olimpijski Szewińskiej, do dziś jest pod tym względem niedościgniona w naszym kraju.
Polska skokami stoi
W ślady wielkiej mistrzyni poszli też jej młodsi koledzy. W skoku o tyczce złoto zdobył Tadeusz Ślusarski, który w roku igrzysk spisywał się fantastycznie (pobił halowy rekord świata oraz rekord Europy na otwartym stadionie), ale niedługo przed wyprawą do Kanady zerwał ścięgno i skręcił stopę. W tej sytuacji jego występ na igrzyskach wydawał się niemożliwy, jednak zawodnik ostatecznie wystartował – z tzw. blokadą uśnieżającą ból. I to jak wystartował!
Co prawda w eliminacjach Ślusarski był dopiero 16. (5,10 m), jednak to dało mu awans do konkursu finałowego. W nim stoczył pasjonujący pojedynek z Finem Anttim Kaliomakim oraz Amerykaninem Davem Robertsem. Cała trójka uzyskała wynik 5,50 m, ale to Polak miał najmniej zrzutek i stanął na najwyższym stopniu podium.
Chyba największą sensacją całej polskiej ekipy był skoczek wzwyż Jacek Wszoła. Zaledwie 19-letni zawodnik stoczył niesamowity pojedynek w deszczu ze swoim rówieśnikiem, Kanadyjczykiem Gregem Joyem. Polak aż do wysokości 2,23 m był bezbłędny, wszystkie jego skoki były udane. Joy miał sporo zrzutek, ale cały czas był groźny. Jednak kiedy Wszoła w drugiej próbie pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości 2,25 m (co było rekordem olimpijskim) pozbawił faworyta gospodarzy nadziei na zwycięstwo.
Na stadionie lekkoatletycznym Polacy zdobyli jeszcze dwa medale srebrne – Bronisław Malinowski w biegu na 3000 m z przeszkodami musiał uznać wyższość Szweda Andersa Garneruda, natomiast sztafeta 4×400 m (Grzegorz Jaremski, Jerzy Pietrzyk, Ryszard Podlas, Jan Werner) przegrała tylko z Amerykanami.
Wielki turniej Rybickiego
Oczywiście nie mogło się również obyć bez dużych sukcesów Biało-Czerwonych na bokserskim ringu. Wywalczyli oni pięć medali, choć na najwyższym stopniu podium stanął tylko Jerzy Rybicki. Polak startujący w wadze lekkośredniej miał wyjątkowo trudną drogę do finału. Już w pierwszej walce zmierzył się z groźnym Amerykaninem Chuckiem Walkerem. Po zaciętym pojedynku sędziowie dali minimalne zwycięstwo Rybickiemu (3:2). Następnie Polak rozbił Portorykańczyka Wilfredo Guzmana (5:0), by w półfinale znów stoczyć niezwykle wyrównana walkę – tym razem z Wiktorem Sawczenką (ZSRR). Starcie było dramatyczne, w II rundzie liczony był Polak, z kolei w III rundzie Rosjanin. Ostatecznie zwycięzcą – ponownie w stosunku 3:2 – okazał się Rybicki. Rok później podczas mistrzostw Europy w Halle, także w półfinale, Sawczenko nie dał już szans Rybickiemu (5:0), jednak w tym najważniejszym pojedynku górą był Polak.
Bardzo wymagająca okazała się też walka finałowa z Jugosłowianinem Tadijem Kacarem. Pojedynek był wyrównany, ale wszyscy sędziowie wypunktowali zwycięstwo Rybickiego i tym samym został on mistrzem olimpijskim.
Pozostałe medale wywalczone przez bokserów były brązowe. Po raz drugi taki sukces stał się udziałem Leszka Błażyński (waga musza) i Janusza Gortata (waga półciężka), natomiast po raz pierwszy na olimpijskim podium stanęli Leszek Kosedowski (waga piórkowa) oraz Kazimierz Szczerba (waga lekkopółśrednia).
Waleczni Polacy
Sporty walki przyniosły nam jeszcze cztery medale. Ten z najcenniejszego kruszcu zdobył w zapasach w stylu klasycznym Kazimierz Lipień (waga do 62 kg). Cztery lata wcześniej ten sam zawodnik wywalczył w Monachium brąz, tym razem na olimpijskiej macie nie miał już sobie równych.
Lipień początkowo szedł przez turniej jak burza. Kanadyjczyka Howarda Stuppa rozniósł 37:0, Bułgara Stojana Lazarowa pokonał 16:0, a Portugalczyka Joaquima Vieirę położył na łopatki. Po drodze było jeszcze zwycięstwo przez dyskwalifikację z Grekiem Steliosem Mygiakisem.
Decydujące były pojedynki z Nelsonem Dawidjanem (ZSRR) oraz Laszlo Reczim (Węgry). Z tym pierwszym Lipień co prawda przegrał 6:10, jednak Węgra pokonał wyraźnie (13:4). A ponieważ Reczi okazał się lepszy w starciu z Dawidjanem (4:2), w małej tabelce najlepszy okazał się Polak i to on wywalczył złoty medal.
W zapasach po medale brązowe sięgnęli jeszcze Czesław Kwieciński (już po raz drugi na igrzyskach – kategoria do 90 kg ) oraz Andrzej Skrzydlewski (kategoria do 100 kg). Z kolei na tatami brąz zdobył judoka Marian Tałaj (kategoria do 71 kg).
Biegł jak na skrzydłach
W Montrealu złoty medal zdobył też przedstawiciel dyscypliny, która do tej pory nie przysparzała nam olimpijskich sukcesów, czyli pięcioboju nowoczesnego. Janusz Pyciak-Peciak po nieudanym starcie cztery lata wcześniej w Monachium, sprawił niemałą niespodziankę i rozprawił się ze wszystkimi rywalami.
Kluczem do zwycięstwa była fantastyczna postawa w kończącym rywalizację biegu. Po czterech konkurencjach (jeździectwo – skoki przez przeszkody, szermierka, strzelanie i pływanie) Polak był dopiero piąty, wyprzedzali go Jan Bartu (Czechosłowacja), Paweł Ledniew (ZSRR), Daniele Massala (Włochy) oraz John Fitzgerald (USA). Jednak w decydującym momencie Pyciak-Peciak pobiegł jak na skrzydłach (w całej stawce minimalnie szybszy był tylko Brytyjczyk Adrian Parker) i ostatecznie wygrał dość pewnie. Drugiego w klasyfikacji Ledniewa wyprzedził o 35 pkt, natomiast trzeciego Bartu o 54 pkt.
Blisko medalu była też polska drużyna, jednak Pyciak-Peciak, Janusz Pacelt oraz Krzysztof Trybusiewicz zajęli 4. miejsce (wygrali Brytyjczycy).
W zespole siła!
Igrzyska w Montrealu były niezwykłe dla Polski także z tego powodu, że na podium stanęły aż trzy drużyny. Na najwyższym stopniu podium stanęli siatkarze pod wodzą „Kata” Huberta Wagnera. „Kata” gdyż słynął on z katorżniczych treningów, które aplikował swoim podopiecznym, ale dzięki temu mógł przed wyjazdem do Kanady wypowiedzieć słynne słowa: „Interesuje mnie tylko złoto”. Oczywiście miał ku temu konkretne podstawy, przecież dwa lata wcześniej Polacy sięgnęli w Meksyku po tytuł mistrzów świata.
Biało-Czerwoni mieli wyjątkowo wyboistą drogę po złoto, gdyż z sześciu meczów aż cztery wygrali dopiero po twardych pięciosetowych bataliach. Z tego względu nazwano ich nawet „mistrzami piątego seta”. W grupie w taki sposób pokonali Koreę Południową oraz Kubę (z Kanadą wygrali 3:0, z Czechosłowacją 3:1), natomiast w fazie pucharowej najpierw Japonię w półfinale, a następnie – po epickim meczu – ZSRR w finale.
Skład wielkiej ekipy Wagnera przedstawiał się następująco: Bronisław Bebel, Ryszard Bosek, Wiesław Gawłowski, Marek Karbarz, Zbigniew Lubiejewski, Lech Lasko, Mirosław Rybaczewski, Włodzimierz Sadalski, Edward Skorek, Włodzimierz Stefański, Tomasz Wojtowicz i Zbigniew Zarzycki.
Po srebrny medal sięgnęli z kolei piłkarze co wówczas uznane zostało w naszym kraju niemal jak klęska, a Kazimierz Górski musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Fakt faktem, że Polacy nie prezentowali się wybitnie, ale dopiero po latach możemy docenić jak wielki mimo wszystko odnieśli sukces. W drodze do finału Biao-Czerwoni zremisowali z Kubą 0:0, pokonali Iran 3:2, Koreę Północną 5:0, wreszcie w półfinale Brazylię (ale amatorską drużynę tego kraju) 2:0. W finale lepszy okazał się zespół NRD, który wygrał 3:1 (honorowego gola dla Polaków zdobył Grzegorz Lato).
Skład Polaków: Jan Beniger, Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Deyna, Jerzy Gorgoń, Henryk Kasperczak, Kazimierz Kmiecik, Grzegorz Lato, Zygmunt Maszczyk, Piotr Mowlik, Roman Ogaza, Wojciech Rudy, Andrzej Szarmach, Antoni Szymanowski, Jan Tomaszewski, Henryk Wawrowski, Henryk Wieczorek i Władysław Żmuda.
Zupełnie inaczej został odebrany brązowy medal piłkarzy ręcznych, którzy sprawili sporą niespodziankę. Polacy w grupie pokonali Węgry 18:16, Czechosłowację 21:18, Stany Zjednoczone 26:20, a w meczu decydującym o awansie do finału przegrali z aktualnymi wówczas mistrzami świata Rumunami 15:17. Zostało im zatem spotkanie o 3. miejsce w którym po dogrywce pokonali RFN 21:18 (po 60 min było 17:17). Najlepszym strzelcem naszego zespołu w tym turnieju był Jerzy Klempel (23 bramki). Poza nim w składzie znaleźli się: Zdzisław Antczak, Janusz Brzozowski, Piotr Cieśla, Jan Gmyrek, Alfred Kałuziński, Zygfryd Kuchta, Jerzy Melcer, Ryszard Przybysz, Henryk Rozmiarek, Andrzej Sokołowski, Andrzej Szymczak, Mieczysław Wojczak i Włodzimierz Zieliński.
Kolarze, strzelcy i ciężarowcy nie zawiedli
W drużynie medal (srebrny) zdobyli również kolarze w wyścigu na 100 km – Tadeusz Mytnik, Stanisław Szozda, Ryszard Szurkowski i Mieczysław Nowicki, a ten ostatni poprawił również brązem w wyścigu indywidualnym. Ponadto na podium stawali strzelcy (Wiesław Gawlikowski brąz w konkurencji skeet, Jerzy Greszkiewicz także brąz w strzelaniu do sylwetki biegnącego dzika), ciężarowcy (brąz Kazimierza Czarneckiego i Tadeusza Rutkowskiego), a także kajakarze – Andrzej Gronowicz i Jerzy Opara (srebro w C2 na 500 m).